Miało być 150km na pętlach znaczy się jazda kilosy, fajny trening się zapowiadał. O 12:30 wyjechało i miało trwać do 18:00. Więc jaaazda, nigdzie dalej nie zamierzałem jechać ponieważ pogoda w tej porze zawsze może figla strzelić, i strzeliła. Średnia 35km/h do Chełmca bez żadnego zmęczenia, myślę super dyspozycja. A od Chełmca wiatr przedni, hardcore. Później zjazd z Wysokiego taki wiatr, że tylko na zjeździe mocniej trzymałem kierownice. I od tego momentu pomyślałem że jak pojadę na Krzyżówkę to będzie mniej wiało, a w tamte strony jeszcze bardziej! No to przed Jamnicą dzwonię do kolegi czy by nie mógł podjechać to byśmy sobie razem na jamnice wyjechali bo z tego mojego długiego treningu nici będą. Podjechałem pod Real, tam wiatr baaardzo silny i to w plecy, po prostu poezja 0 zmęczenia i prędkość podchodzi pod 50, jestem w zdumieniu że chociaż taka średnia padła :)
Nie powiem że była to jazda rekreacyjna bo nie była. Z kolegą z innego osiedla mieliśmy w planie zaliczyć dwa razy górę na popardowej i Jamnicę (oczywiście ja bym schodził), ja wypaliłem i pod sklepem w Kamionce Wielkiej zaczekałem na kolegę. Wyjeżdżamy, bardzo dobrze się czułem, prędkości powyżej 10km/h a to nie lada ścianka, momentami było nawet 20. Później zjazd na którym kolega zrobił mi zdjęcie (oczywiście na niego zaczekałem jakieś około 4min i zaczął on pierwszy zjeżdżać). Następnie wyjazd drugą stroną i ja koledze porobiłem zdjęcia. Później zamieniliśmy się rowerami i pojechaliśmy przez Nawojową spowrotem i do Kamionki Wielkiej, gdzie na ławeczkach urządziliśmy sobie sesje zdjęciową (już w krótce dodam na bikestats tylko kolega zrzuci na dysk i mi prześle). Później spokojnie wróciliśmy się razem do Sącza.
Było dzisiaj troszkę więcej czasu, postanowiłem w końcu pojechać na krzyżówkę. Do Florynki pod mocny przedni wiatr, ale nie tak ekstremalny jak ostatnim razem. Super noga dopisywała i fajna średnia jak na moje umiejętności, chociaż gdyby nie wiatr ponad 30 byłaby na pewno, trening na początku mocny, później spokojnie.
Super forma, niestety odpadłem i wróciłem się do Sącza. Było nas pięciu, mieliśmy jechać na Krzyżówkę, pierwsze podjazdy przez Librantową zostałem sam z jednym kolarzem na rowerze Merida Scultura. Poczekaliśmy na resztę, średnia wtedy wynosiła 33. Na jednym małym pagórku tempo mi nie pasowało, ciągle prowadził jeden kolarz, tempo o dziwo dla mnie zbyt słabe, zaatakowałem mocno i w dół uciekłem od reszty, atak był tak mocny że dogonili mnie i zostałem. Taki kryzys mnie złapał że na Grybowie skręciłem do Sącza. Przez tamte górki ledwo jechałem.
Dzisiaj miała paść setka, no ale z powodu braku czasu musiałem wybrać się na starą setki już razy objechaną Krzyżówkę. No nie stety i to się nie powiodło z powodu zbyt silnego wiatru. W momencie kiedy zjechałem na drogę Grybów - Krzyżówka miałem 22km/h średnią, wiatr dosłownie zatrzymywał człowieka. Postanowiłem się wracać, z powrotem już z wiatrem i ponad 40, czasami 50 dzięki czemu podwyższyłem średnią, asfalt niezbyt dobrej jakości i dziwię się że moje dętki wyszły z tego całe (jeszcze brakowało żeby naprawiać dętki w tak zimnej porze roku).
Super! Po porannych problemach z żołądkiem myślałem że w ogóle nie pojadę na zbiórkę. Ale udało się z tym uporać, i stawiłem się. Było nas pięciu. Na początku tempo średnie, później przez podjazdem za Przyszową odpadłem na płaskim. Cała grupa znikła mi z horyzontu widzenia. Pomyślałem że to koniec, ale prułem z całej siły. Zaczyna się podjazd, non stop wysokie przełożenia na stojąco, i nagle co widzę? Kolarza drugiego na rowerze Lapierre jadącego samego, pruje ile sił w nogach, ledwie trzymam kierownicę i... Udaję się go dojść! Dyktuje mocne tempo pod górę, okazuje się że reszta zaczekała na szczycie. Ale i tak pojechali oni wcześniej, a zanim zdążyliśmy się pozbierać to na zjeździe z Wysokiego, zostałem ja z tym kolarzem na rowerze Lapierre i drugim takim z koszulką Lapierre. Bardzo fajnie, cieszyłem się że z moją pomocą zostało utworzone Grupetto, na początku mieliśmy dość i jechaliśmy nie wiele ponad 30 (a może aż bo wiało niesamowicie), pod Rdziostów miałem absolutnie dość wszystkiego, zostałem razem z kolarzem na rowerze LaPierre który dyktował słabe tempo ale wtedy dla mnie niesamowite, dopiero w połowie góry się uspokoiłem, później szybkie zjazdy na których trzeba było się mocno składać i już jestem w sączu, razem z moim grupetto :)