Dzisiaj czułem, że mogę coś zdziałać. Niestety na podjeździe pod librantową zająłem ostatnią pozycję na kołach i gościu który jechał przede mną w pewnym momencie odpuścił czego nie zauważyłem, ponieważ siedziałem mu centralnie na kole. Okazało się, że grupka już nam trochę odjechała. Puszczam się samotnie w mocną pogoń, prawie dochodzę grupkę lecz Arek który jest na czele jeszcze bardziej przyspiesza. Oddalają mi się lecz ja nie daję za wygraną i "lecę w trupa" mając cichą nadzieję, że ktoś nie wytrzyma tempa z grupki i będę miał towarzysza do pogoni. Niestety tak się nie stało i grupka odjechała mi już na dobre. Postanawiam czekać na kolarza który mnie "przyblokował" i razem jedziemy. Daję mocne zmiany w nadziei, że w końcu dogonimy lecz ów kolarz mi mówi, że nie będzie współpracował bo jestem dla niego za mocny. Pod berest spokojnie, później ostro do Sącza. Na sprincie rozwijam prędkość lekko ponad 50km/h i kończę przed ostatni.